Strona:Henryk Sienkiewicz - Publicystyka tom IV.djvu/63

Ta strona została uwierzytelniona.

Dziś wreszcie na to przyszło, na co przyjść musiało, tj. nie ma ani pieniędzy, ani mostu, ani kanalizacji. Brak tej ostatniej sprawia, że miasto nasze, położone na wzgórzu, nad wielką rzeką, tj. w warunkach arcysanitarnych z natury, jest przecie jednem z najniezdrowszych miast w świecie. Przekonać się o tem można z pomocą własnego nosa bardzo łatwo. Niemal co ulica inny zapach kręci niemiłosiernie tą szacowną częścią ciała jak korbą. O, tak zaiste! Komitet sanitarny niemałą będzie miał robotę, którą chyba z Heraklesowem wyczyszczeniem Augiaszowych stajni porównać można. Na nic się nie zdały przewidujące ostrzeżenia, zbrojne w sanitarne przepisy; na nic groźba za wykroczenie takich to a takich artykułów, z pomocą których wsadza się do kozy niedbałych stróżów, a gospodarzy na kary pieniężne skazuje; na nic obsypywanie ścieków błękitnym karbolem. Przepisy, jako przepisy, są pewnie czemś bardzo poważnem i na uznanie zasługującem, ale, niestety! nie posiadają własności dezynfekcyjnych; błękitny karbol dodaje tylko do stu nieprzyjemnych zapachów jeszcze jeden, równie nieprzyjemny. I oto wszystko; miasto jak sobie nie pachnie, tak nie pachnie, ludzie jak umierali, tak umierają, — a groźba epidemii unosi się wiecznie nad niem niby ptak złowrogi, w chmurach przyszłości ukryty.
Temu to zapewne przypisać należy, że latem, kto żyw a może, ucieka z Warszawy na prowincją lub za granicę. Miasto pustoszeje, objawy życia słabną; robi się pusto, nudno, głucho. Czasy ogór-