jej głosem, wyrobieniem, talentem, ale... nie zważa się na to, co mówi prasa. Oto jest historia naszego teatru, a przynajmniej historia kilku jego ostatnich miesięcy.
Ale spytacie się, z czego on żyje, ten poczciwiec, skoro daje stare sztuki i skoro nikt do niego nie chodzi. Wydatki ma przecież znaczne, bo same pensje artystów wynoszą do kilkuset rubli miesięcznie. Ho! ho! wydatki ma wprawdzie znaczne, ale to wielki pan, który jeszcze znaczniejsze ma dochody. On nie stoi o swoję kasę. On ma jednę szóstą. — Nie wiecie, co to jest ta jedna szósta. Jest to czynsz. Są rozmaite podatki na świecie, jest więc i jedna szósta. Tę jednę szóstą płacą teatrowi miejskiemu wszystkie teatrzyki z dochodu brutto. Razem wziąwszy, ładna to suma, bo teatrzykom powodzi się dobrze; istnieją one dla publiki, nie publika dla nich; starają się o nowe sztuki, przedstawiają je wcale dobrze; nie wyjeżdżają za granicę ani pod „Raka“, więc też i dochody mają znaczne. Otóż im mają większe dochody, tem też i więcej wynosi jedna szósta.
Powiem więcej: gdyby nie ona, gdyby nie jedna szósta, pewno by i nasz miejski teatr nie wsiadał do wagonu razem z nadejściem lata. Trzeba by było rywalizować ze swojemi dziś murzynami.
Fe! cóż za demokracja!
Strona:Henryk Sienkiewicz - Publicystyka tom IV.djvu/67
Ta strona została uwierzytelniona.