pracy tak chowa się we własny egoizm, jak ślimak w skorupę. Sądzę nawet, że jest to jedna z najwybitniejszych wad, rodzących się u nas na gruncie filisterstwa, egoizmu i hipokryzji. I tu narzekają komediopisarze nasi, że stosunki nasze społeczne nie przedstawiają dostatecznego pola, że społeczeństwo zbyt blade nie dostarcza typów. A przecież przedmiot to jeszcze nie dotknięty: pole obfite, typów podobnych nie brak. Macie wszystko, czego wam potrzeba... potrzeba wam tylko talentu.
Że zresztą dzisiejsze nasze stosunki spółeczne, nasze obyczaje, nasze wady są dostatecznie barwiste, aby dostarczyć materiału do komedii większej, satyrycznej i tendencyjnej w najobszerniejszem znaczeniu tego słowa, dowodem utwory zgasłego przedwcześnie Narzymskiego, dowodem niektóre utwory Fredry (syna), E. Lubowskiego, i wreszcie sztuka Zygmunta Sarneckiego pt. Febris aurea.
Sztuka ta nie była napisana w ostatnich czasach. Może przed pięciu lub sześciu laty była drukowana w Gazecie Warszawskiej i jednocześnie oddana reżyserii naszych Teatrów warszawskich. Ale reżyseria, jak to reżyseria! Czasem sztuki, oddane jej i przyjęte, czekają po kilkanaście lat na przedstawienie, reżyseria bowiem wiecznie trzyma się zasady, że trzeba czekać:
.... aż się przedmiot świeży,
Jak figa, ucukruje, jak tytoń, uleży.
Tem się nawet tłumaczy upadek naszego komediopisarstwa. — Czyż bowiem opłaci się autorowi