napisać sztukę, być wynagrodzonym za nią, jak nie można gorzej, i jeszcze czekać lat kilkanaście na jej przedstawienie. W takim stanie rzeczy czyż nie lepiej jest dla niezamożnego komediopisarza wystarać się o miejsce, dajmy na to, w jakim kantorze bankierskim, w jakiemś towarzystwie ubezpieczeń od ognia lub wody, czyż nie lepiej zostać p. o. młodszego pomocnika przy młodszym asesorze albo wreszcie guwernerem przy dzieciach jakiego radcy, niż raz w życiu być wywołanym przez zachwyconą publiczność, a sto razy w życiu nie mieć na obiad i zestarzeć się, ba, nawet zdziecinnieć ze starości, nie doczekawszy się przedstawienia swej sztuki?
Owa więc Febris aurea leżała sobie spokojnie na półkach biblioteki teatralnej. Pokrywał ją kurz, żyły w niej całe pokolenia molów, rosły, żeniły się, zostawiały potomstwo i marły. Nieboszczyk reżyser Chęciński miał wiele dobrych chęci, ale więcej jeszcze trudności, kłopotów, krzyżów, umartwień i zajęć, nie bardzo więc i mógł ją przedstawić; dzisiejszy reżyser zbyt był zajęty białemi, a nawet najbielszemi w świecie wierszami i wieńcem sławy, który tak nagle a niespodziewanie spadł mu na głowę, że sam nie wiedział, co z nim robić i jak go nosić, czy prosto, czy na bakier. — Febris więc leżała spokojnie i dotąd niezawodnie nie ujrzałaby światła dziennego, gdyby nie reżyseria teatru ogrodowego w Eldorado, która sztukę wynalazła, otrzepała z kurzu, wyrugowała z niej starożytne rody molów i przedstawiła na scenie.
Strona:Henryk Sienkiewicz - Publicystyka tom IV.djvu/74
Ta strona została uwierzytelniona.