filolog, pan de Courtenay, ma jednę maleńką wadę, tj. że polemiki wszystkie prowadzi w takim tonie, że nie podobna ich bez odpowiedniego okrzesania drukować. Redakcja nasza, która umieszczała jego prace, miała z niemi niemało kłopotów. Ale mniejsza o to. Otóż p. Baudouin ma jeszcze jednę maleńką wadę, tj. wyobraża sobie, co zresztą często w młodym wieku się przytrafia, że jest postacią europejską, o którą siedm miast, jak ongi o Homera, z czasem kłócić się będzie. — Był taki wypadek. Pan Baudouin pracował nad dialektem Słowian, mieszkających nad rzeką Rezją w prowincji Udine, stanowiących część byłego nie królestwa wprawdzie, jak twierdzi pan Baudouin, ale byłej Rzeczypospolitej Weneckiej. Język ten odznacza się tem, że ma harmonią samogłosek. Mówi się np. żanà — 3 p. l. p. żoenoè itp. Oto i Gazeta Warszawska doniosła o tem, zarzucając przy tem panu Baudouin’owi, iż zapomniał, że podobna harmonia samogłosek istnieje i w polskim języku, np. lato, lecie itp. Zarzut był niesłuszny, bo powody tej zmiany samogłosek inne są w języku polskim, a inne w dialekcie rezjańskim. P. Baudouin więc napisał list do jednego z pism, w którym spadła prawdziwa ulewa gromów na warszawskich uczonych, literatów etc. Rozgniewało to ludzi, a powinno było rozśmieszyć. Rozgniewało np. to, że p. Baudouin prosi, by go nie solidaryzować z byłą Szkołą Główną. Żądanie śmieszne! Żeby kogoś solidaryzować, trzeba się nim zajmować — zajmować się choć trochę, a postać pana Baudouin’a nie jest dotychczas tak wielką, żeby komukolwiek
Strona:Henryk Sienkiewicz - Publicystyka tom IV.djvu/81
Ta strona została uwierzytelniona.