Strona:Henryk Sienkiewicz - Publicystyka tom IV.djvu/88

Ta strona została uwierzytelniona.

dziej chyli się do upadku. Zabija go nie tylko zarząd i administracja, nie tylko niebranie produktów z pierwszej ręki, nie tylko małe zresztą nadużycie sklepowe lub zbyt wielkie usypki i rozsypki, ale obojętność wszystkich członków. Ostatnie np. ogólne zebranie członków pomienionego towarzystwa wcale nie przyszło do skutku. Miało ono uratować towarzystwo; spodziewano się ustanowienia nowych praw, wprowadzenia ulepszeń, zmian w systemie administracyjnym, słowem, upadający gmach miał być odnowiony, połatany, podparty, wybielony, — tymczasem owo konsylium wcale nie przyszło do skutku. I czy wiecie z jakich powodów? Oto z powodu niezebrania się dostatecznej liczby członków. Nie przyszli i skończyło się. Może niektórzy czyścili sobie w tym właśnie czasie paznokcie, inni pili czarną kawę, inni rozmyślali, czy król Zygmunt ma dwa łokcie, czy więcej? jeszcze inni, co zrobiliby z Bośnią i Hercogowiną, gdyby byli na miejscu Abdul-Azisa; największa zaś część prawdopodobnie nic nie robiła i nic nie myślała, prócz tego jednego, że stołki w Resursie Obywatelskiej, w której miało się odbyć posiedzenie, są twarde, i ze względu na rozmaite dolegliwości siedzieć na nich niewygodnie, że zatem lepiej nie pójść wcale i zdać wszystko na wolę losów. A „Merkury“? Niech go tam... Taka sama z nim historia jak z lasem: „nie będzie nas, będzie las“. Ale tymczasem inaczej wypadło: każdy sądził, że drudzy pójdą, i... nikt nie przyszedł.
Wszystko więc pozostało po dawnemu. Wszystko tak, jak było, tylko się ku starości trochę pochyliło.