Strona:Henryk Sienkiewicz - Publicystyka tom IV.djvu/92

Ta strona została uwierzytelniona.

tęga leży w stowarzyszeniach. Nie gadali długo, nie pisali artykułów, i założyli sobie klub w miejscowej restauracji, w którym po całych dniach tną sobie w preferansa, z karem i pikiem, w bezika, baka i wista. Ze starcia zdań rodzi się światło, kiedy więc siedzący vis-à-vis pokłócą się np., wyciągając groźnie do siebie szyje, co należało zadać, czy trefl, czy karo? — ileż to narodzi się światła z takich sporów, jak przez to wyjaśniają się zasady gry! Tak jest! bierzmy przykład z Ostrowi. Tam ludzie czasu nie tracą na próżno, tam rozumieją przysłowie: „czas, to pieniądze“. Miasto to ma wielką przyszłość przed sobą. Honny soit, kto inaczej myśli. Wszakże Rzym założyli rzezimieszkowie: pastorum convenarumque plebs transfuga ex suis populis, jak mówi Livius, dlaczegóżby szulerzy nie mieli założyć równie znakomitego miasta, lub przynajmniej przyczynić się do rozwoju małego?
Tyle o Ostrowi. Wracamy teraz do Warszawy, która po pustce i śnie letnim nowem zaczyna ożywiać się życiem. Niezadługo skończą się wakacje naszego Towarzystwa Muzycznego. Zeszłego sezonu tyle było w niem burz, rewolucyj wewnętrznych, zmian komitetowych, posiedzeń, agitacyj, cichego przygryzania sobie, jeszcze cichszego wygryzania się z rozmaitych miejsc, tyle wreszcie piorunów, mydlanych baniek, że wszystko to, razem wzięte, zajęło przynajmniej trzy razy więcej czasu niż muzyka. Ale, swoją drogą, instytucja ta bardzo pożyteczna, bo jeżeli nawet nie kształci ogółu naszego muzycznie, to za to kształci parlamentarnie, co także jest