niemałą zasługą. Zresztą dziś instytucja ta potrzebną jest dla zdrowia mieszkańców miasta Warszawy tak dalece, jak proszek karbolowy, polewanie ulic, projekta kanalizacyjne i inne mniej więcej trafne higieniczne środki i pomysły. Wiadomo, jak ważne przysługi oddaje żółć w sprawach trawienia; otóż dowiedzionem zostało, że żaden środek nie poruszył tyle żółci w ludziach, ile rozterki w łonie pomienionego towarzystwa.
Pod koniec jednak sezonu — należy wyznać — było inaczej. Pod nową, sprężystą dyrekcją muzyka odzyskała należne jej miejsce. Przestano się kłócić, a poczęto grać i śpiewać. Mamy nadzieję, że tak będzie i dalej.
Sezon więc muzyczny rozpocznie się niezadługo, a za to w tych dniach kończy się sezon ogródków teatralnych. Zimne wieczory wypłaszają już to wędrowne ptastwo, które swego czasu wszyscy witali z radością, a dziś żegnają bez żalu.
Dość już mamy Offenbacha, i dwuznaczników, i muzycznej czkawki, i letnich primadon dramatycznych, i wszystkiego tego, co wzięte razem z piwem, światłem gazu, różem, bielidłem, tłustemi konceptami, fałszywym szychem złotym, fałszywemi włosami i głosami — razem z bezecną i wyuzdaną publiką kantorowiczów i błędnych gwiazd nocnych — stanowiło nasze ogródki. Dość już mamy tego; dosyć zaiste! Pierś, zatruta tą atmosferą, tęskni za powietrzem czystem, za surowym, ale zdrowszym powiewem nocy, i za sztuką surową, lecz prawdziwą, i za prawdziwemi talentami, i za prawdziwem pięknem
Strona:Henryk Sienkiewicz - Publicystyka tom IV.djvu/93
Ta strona została uwierzytelniona.