Strona:Henryk Sienkiewicz - Publicystyka tom IV.djvu/94

Ta strona została uwierzytelniona.

w sztuce. Nerwy rozdraźnione umęczyły się i mają dosyć, niechaj więc ta Bohemia zwinie już raz namioty i z pieśnią na ustach pociągnie gdzie indziej — szukając nowych zysków i nowych... gapiów.
Ogródki nasze rozminęły się ze swym celem i zadaniem. Miały to być teatrzyki ludowe, a zmieniły się w budy offenbachowskie; miały kształcić smak niższych warstw naszego ogółu, a poczęły smak ten kazić; miały zaszczepić zamiłowanie do sztuki, a zaszczepiły zamiłowanie do łydek; miały umocnić wiarę prostaków w wielkie i piękne ideje, a dały im natomiast sceptycyzm odnośnie do tych idei, sceptycyzm szczególniej dla nas niebezpieczny; — słowem: teatrzyki miały ogół uczyć — poczęły go psuć.
Chęć zysku popchnęła je na te drogi, a powodzenie uzuchwaliło przedsiębierców. Mimo ostrzeżeń prasy, mimo jej upomnień i groźb, brnęli dalej swą drogą, toteż napomnienia zmieniły się wkrótce w oburzenie, a dotychczasowa przychylność w niechęć — i pogardę.
Czy wobec gniewnej prasy, która odmówi im niezawodnie nadal swej pomocy, i wobec niechętnej dyrekcji Teatrów warszawskich przedsiębiercy oni zdołają się utrzymać, czy potrafią wyjednać pozwolenie na przedstawienia ogródkowe w roku przyszłym, — trudno dziś wiedzieć. Pozwolenie dotychczas dawano im wskutek gorącego poparcia, jakie znajdowali wszędzie, dziś nie znajdują go nigdzie, zatem wątpimy.
Na tem zakończyłbym sprawy bieżące, gdyby nie jedna jeszcze sprawa, również do rzędu publicznych