zabaw należąca, a również niesmaczna i prędzej szkodliwa niż pożyteczna. Mówię o bliskiej loterii, mającej się odbyć w tym miesiącu. Nazwałem zabawę tę więcej szkodliwą niż pożyteczną, bo, jako uroczystość ludowa, zaszczepia zamiłowanie do gry i hazardu. Prostacy spieszą na nią, nie żeby złotówką swą przyjść w pomoc biednym, ale żeby coś wygrać, i zapędzają się niejednokrotnie w kupowaniu biletów nad możność. Zresztą zły wpływ wszelkich loteryj na lud jest rzeczą tak pewną i tak znaną, że nie potrzebuję się nad tem rozszerzać. Co do loteryj fantowych, mają one wprawdzie na swoję obronę cel, ale, co prawda, to z celem tym rozmijają się coraz bardziej. Coraz mniej osób na nie uczęszcza, coraz mniej pragnie się na nich za własne pieniądze nudzić; dochód więc stosunkowo przynoszą niewielki, a doniosłość jego zmniejsza się jeszcze przez rozdział pomiędzy wszystkie wyznania.
Uformował się już komitet, zwołują się sesje, szyją się czerwone i niebieskie kokardki, mające zdobić butonierki gołowąsych członków czynnych; w ogrodzie stawiają się budy, leży mnóstwo wiórów i śmieci, ludzie potykają się na nich, — to znaki nieomylne zbliżenia się tej zabawy od siedmiu boleści, dwóch krów i jednej amerykanki.
Na szczęście ma to być z ostatnich ostatnia.
Strona:Henryk Sienkiewicz - Publicystyka tom IV.djvu/95
Ta strona została uwierzytelniona.