canie błotem instytucji, której, zdaniem naszem, zawdzięczał wszystko: zarówno chleb umysłowy, jak i materialny, i która, mimo wszelkich stron ujemnych, oddała naszemu ogółowi niemałe usługi.
Zresztą posłuchajmy, co o tej sprawie pisze sam Przegląd: „Z wyrażonemi w liście pana Baudouina zdaniami (mówi Przegląd) redakcja nasza zupełnie się nie solidaryzuje, pozostawiając je odpowiedzialności całem nazwiskiem podpisanego autora“.
A parę wierszy dalej znajdujemy, co następuje:
„Końcowy ustęp listu pana B. mógł istotnie wzbudzić protestacyjne zaznaczenie prasy. Należało zwrócić uwagę, że jakkolwiek była Szkoła Główna mogła nie być względem niego duchową macierzą — to przecież instytucji tej społeczeństwo nasze zawdzięcza wszystkie prawie lepsze siły umysłowe itd.“.
Czegoż się tedy trzymać wobec tych słów Przeglądu, i o cóż Przeglądowi chodzi? Zaiste jeżeli to ma być obrona pana B., to Przegląd, mimo woli, zabił kamieniem muchę, która siadła na głowie rzeczonego filologa. Ale zarzuca nam, że użyliśmy w odpowiedzi naszej języka nie dość parlamentarnego. Istotnie, powiedzieliśmy p. B., że siedm miast nie będzie się nigdy o niego kłócić, że nie jest jeszcze tak wielkim człowiekiem, żeby solidaryzowanie się z nim miało okryć nieśmiertelną chwałą byłą Szkołę Główną, i że na koniec kwestia harmonii samogłosek, razem z Rezjanami i ich dialektem, nie jest sprawą, o którą by warto robić tyle hałasu. Co się zaś tyczy nieparlamentarnego języka, to zarzut ten dziwnie wy-
Strona:Henryk Sienkiewicz - Publicystyka tom IV.djvu/97
Ta strona została uwierzytelniona.