niłoby dorożkarzy chętniejszymi do posług i grzeczniejszymi dla publiczności — nie sądzimy.
Sądzimy nawet przeciwnie, że brak taksy zdałby absolutnie publiczność na łaskę i niełaskę dorożkarzy, uczyniwszy wszelki dozór nad nimi wprost niemożliwym.
Wówczas to dopiero podczas zjazdów w Warszawie, podczas wystaw, jarmarków, wyścigów, świąt, musielibyśmy nie tylko płacić ceny, o jakich się dorożkarzom dotychczas nie śniło, ale urządzalibyśmy prawdziwe licytacje in plus przy każdej dryndulce.
Zniesienie taksy mogłoby mieć pewien sens, gdyby w Warszawie w stosunku do liczby ludności istniała bardzo znaczna liczba dorożek, możnaby bowiem wtedy liczyć na konkurencję między ich właścicielami, ale w mieście, gdzie na 500 mieszkańców wypada jedna dorożka, brak taksy pociągnąłby za sobą zmowę i zwiększenie się wymagań — nic więcej.
Jakaż więc rada na złe obecne? Powiększenie liczby powozów i jeszcze ściślejszy dozór nad woźnicami.
Pierwsze nie zależy od nas, o drugiem możemy tylko pisać — w każdym razie jednak, we własnym interesie nie namawiamy do zniesienia taksy.
Naczółek domu giełdowego przy ulicy Królewskiej ozdobiony został ponad kolumnadą wielką płaskorzeźbą dłuta Kucharzewskiego.