pomina, że w tych milionach liczbę umiejących czytać można by obliczyć na dziesiątki tysięcy. Sądzę, że gdybyśmy sprzedali kilkanaście tysięcy egzemplarzy, byłoby to maximum, jakie osiągnąć można, wpłynęłoby więc do kasy na Szląsk jakie 20 do 30 tysięcy złotych. Otóż twierdzimy, że dwa lub trzy koncerta, dwa lub trzy odczyty przynieść może więcej w czasie daleko krótszym i bez takich zachodów. Należy przy tem jeszcze nadmienić o jednej okoliczności, o której nie wspomina p. Bolesław z Ustronia, mianowicie o tem, że zamierzony dziennik Warszawa-Szląsk musiałby uzyskać odpowiednie pozwolenie, co trwa czasem bardzo długo, tak nawet długo, że wobec tego obawy nasze, iż pomoc byłaby opóźniona, są wielce uzasadnione.
Nakoniec, bez uprzedniego pozwolenia nie podobna ani zamawiać współpracowników, ani zbierać przedpłaty, to więc, co o tem mówi p. Bolesław z Ustronia, zupełnie jest niepraktyczne.
Projekt sam w sobie jest chwalebny, przeciw temu ani słowa. Pisząc o nim, nie mamy bynajmniej chęci kogokolwiek od niego odwodzić, czynimy tylko nasze uwagi, zastanawiamy się nad trudnościami i zastrzegamy, że trudności jest wiele, a rezultat może zawieść oczekiwania.
Gdyby jednak ona wyszła ze sfery projektów, gdyby ktoś mimo naszych uwag zabrał się do roboty około takiego dziennika, pierwsi poparlibyśmy go z takąż samą usilnością, z jaką wzywaliśmy wszystkich kochających swój lud, by go nie opuszczali w chwilach niedoli.
Strona:Henryk Sienkiewicz - Publicystyka tom V.djvu/18
Ta strona została uwierzytelniona.