Strona:Henryk Sienkiewicz - Publicystyka tom V.djvu/221

Ta strona została uwierzytelniona.

daje długa praktyka w rzemiośle. To też twarz tego, który wlecze Tatara, jest spokojna, co podnosi jeszcze wrażenie. Ruch jego ciała gwałtowny, ale oczy nie ożywione. Znać przyzwyczaił się już do takich napadów i nie dokonywa ich z zapałem, ale po prostu praktykuje. Wczoraj robił toż samo i jutro będzie robił toż samo. Widocznie człowiek obyty, ale tem straszniejszy ze swoją twarzą pospolitą i brzydką. Nie są to jednak efekta wypadkowe — przeciwnie: umiejętność władania niemi leży w poczuciu sytuacji i w przejęciu się nią. Obraz ten robi dziwne wrażenie, podobne cokolwiek do przerażenia. Jest jakiś tragiczny realizm w tym brutalnym napadzie. Przed chwilą step był cichy, spokojny i złowrogo milczący; nagle zrywa się na nim coś takiego, co przestrasza właśnie swą nagłością i gwałtownością. Wrażenie to przykuwa do obrazu.
Oczywiście to, cośmy powiedzieli, przemawia tylko na korzyść artysty, który nie ma sobie równego w odtwarzaniu stepów, koni, zdziczałych dusz stepowych i krwawych scen, które się rozegrywały dawniej na onych wiecznych pobojowiskach. Takie obrazy mówią, bo na ich widok przychodzą na myśl stare tradycje, stare pieśni i podania rycerskie, słowem, wszystko to, co było, przeszło, a żyje tylko w dumach i wspomnieniach, zaklęte w czar poezji! Brandt jest po prostu poetą stepowym, tak jak był nim Goszczyński, Zaleski lub nawet Słowacki w Beniowskim. Czasy zmarłe zmartwychpowstają pod jego pędzlem, a widz na widok jednego epizodu mimo woli odtwarza sobie w duszy cały świat rycersko-kozaczy.