pora roku, piękność czasu i owa bujność młodego życia dziewczyny, która pod wpływem nadmiaru owego życia gotowa śpiewać, łowić pajęczynę, przewracać się po zagonach i dopuszczać się tysiąca pustot. W Piątkowskim nie ma tych przymiotów. Na stepie jest zima, bo śnieg upadł, a dziewka stoi, bo stoi. Nie ma w niej żadnej myśli, nie wiadomo, co ona robi. Zamiast niej mógłby tam siedzieć zając, lis, kuropatwa, słowem, nie jest ona czemś charakterystycznem, czemś w najodpowiedniejszy sposób dopełniającem obrazu zimy na stepie. Całą zaletą obrazu jest brawura kolorytowa. Bez kwestii jest to coś lub nawet wiele. Nie myślimy przeczyć, że p. Piątkowski jest dobrym kolorystą, przypominamy sobie bowiem jego Uduszoną w kwiatach, wystawioną w r. 1878 w Salonie paryskim, który to obraz zyskiwał ogólne uznanie ze względu na zwyciężone trudności kolorytu, ale wedle nas zaleta ta nie jest wszystkiem, a zwłaszcza tam, gdzie sam przedmiot wymaga daru poetycznej koncepcji.
Jeżeli jednak w p. Piątkowskim znajdujemy przynajmniej biegłość techniczną i koloryt, w p. Dowgirdzie nie znajdujemy i tego. Jego Roztopy są doskonałym przykładem prawdy tego kierunku opartego na odczuwaniu i malowaniu natury prostej, ubogiej i chwytanej ze stron smętnych. Ale p. Dowgird zapomniał, że do chwycenia tego ubóstwa potrzebne jest bogactwo środków i talent. Z tego powodu to wszystko, co przemawiało prostotą, poezją i prawdą w takim Chełmońskim, Witkiewiczu, roztopiło się w Roztopach pana Dowgirda. Cóż w nim jest? Górki
Strona:Henryk Sienkiewicz - Publicystyka tom V.djvu/246
Ta strona została uwierzytelniona.