to samo, co mówić: mierne, a zatem odmówić utworowi prawa bytu. Ma on albo być zupełnie pięknym, albo niech wcale go nie będzie.
Co do prawdziwości obserwacji, ta jeszcze bardziej nie dopisuje młodej autorce. Dwuletni Adamek pyta, co to jest matka? następnie, party jakąś wewnętrzną potrzebą kochania, prosi pomywaczki, by mu pozwoliła się matką nazywać, odczuwa niemal świadomie swe położenie, brak uczuć, a potem „długo nie może zasnąć“. Są to rzeczy w dwuletniem dziecku bardzo nieprawdopodobne, niebywałe i w opowiadaniu rażące jak fałszywa nuta. Choćby i zdarzyło się tak wyjątkowe dziecko, czytelnik ani w swych uczuciach, ani w obserwacji nie ma dla podobnych dzieci kryterium. Musiałby się do takich wyjątkowości chyba sztucznie nastrajać; że zaś nikomu się tego dobrowolnie robić nie chce, każdy zatem woli je wprost nazwać fałszem — i, co więcej: ma słuszność.
Ma słuszność tem bardziej, że i autorka także nastraja się sztucznie do smętnego kamertonu. Uczucie jej nie jest ani szczere, ani proste, i zdaje się, że w swego Adamka nie wierzy, a tem mniej go kocha. Taka to jest przepyszna natura prawdy, że frazes choćby najprawdziwszy jej nie zastąpi i że, jeśli kochania i wiary w to, co się pisze, nie ma w sercu, to szydło zawsze jakoś wylezie ze stylowego worka. A wówczas mniej nawet wykształcony czytelnik krzyczy na autora: „zwodzisz! daj to, co w tobie jest, nie co za innymi zrobić postanowiłeś“. Ten zarzut może spotkać Hajotę; my zaś nasz sąd kończymy tem, że gdy wykonanie Adamka nie wychodzi poza zakres
Strona:Henryk Sienkiewicz - Publicystyka tom V.djvu/250
Ta strona została uwierzytelniona.