gdyby go nie przymuszano zostać księdzem, nie byłoby reformacji. Pogląd taki byłby dobry za czasów Alwara, ale na dziś trochę za stary. Autorka czasem też wnika w głąb rzeczy. Mówiąc np., że wedle dzisiejszych przepisów higienicznych powijaki, stojaczki, paski, kołyski, etc. uważane są za środki szkodliwe, dodaje: „Prababki nasze kołysały, powijały, prowadzały na pasku swe syny etc., każdy jednak młodzian mocny i tęgi wyrósł jak dąb“ etc. Trochę to zbyt ślepe uwielbienie dla dawnych sposobów, bo jeśli wyjątkowo silne indywidua mimo tych sposobów wyrastały jak dęby, niech autorka pomyśli tylko nad tem, ile słabszych dzieci właśnie dla niedokładności i wad w higienie ginęło. Widzieć to można jeszcze i dziś na dzieciach chłopskich, między któremi śmiertelność jest zastraszająca. Co do ostatnich rozdziałów, poświęconych takim np. wadom młodzieńczym, jak gra w karty etc., trudno wiedzieć, co one mają do roboty w książce poświęconej powinnościom matek. W ogóle, zbierając to, co powiedzieliśmy poprzednio, dochodzimy do przekonania, że: si vires desint, voluntas laudanda est, ale oddając chęciom, co należy, nie możemy powiedzieć inaczej, jak że dzieło zawiera same tylko rzeczy tysiąc razy powtarzane i do skarbnicy pedagogicznej nie wnosi nic nowego.
Chore dusze, powieść w dwóch tomach J. I. Kraszewskiego, wyszła z druku w osobnej odbitce nakładem Gebethnera i Wolffa. Tegoż autora i tymże nakładem ukazała się powieść zatytułowana: Przy-