w ogóle cechą szekspirowską — a po wtóre zajrzyjmy w ten dół: kto tam śmie piszczyć i narzekać i rozwodzić kruche żale przy tej wielkiej boleści Hamleta? Laertes? brat? Co mu brat, co uczucia braterskie, wobec rozpaczy kochanka? Hamlet wskazuje w dół: „Kochałem Ofelię więcej niż czterdzieści tysięcy braci!“ Według nas to nie retoryka, ale wykrzyk nieludzkiego prawie bólu, a to, co mówi potem Hamlet o tysiącach włók ziemi, jest tylko zmierzeniem jego wyjątkowej boleści ze zwykłą braterską. On czuje przy tem, że teraz jest w nim „coś niebezpiecznego“. To poczucie płynie także z rozpaczy... Większą ma w tem słuszność prelegent, że wśród tych targanin psuje się w ogóle dusza Hamleta, ale to właśnie stanowi dramat. Naszem zdaniem, Hamlet miał prawo tak postąpić, jak postąpił z Gildensternem i Rozenkrancem, bo choć prelegent nazywa ich tylko prostymi sługami Klaudiusza, Hamlet mógł ich nazywać prostymi szpiegami Klaudiusza. Ale w nim tępieje zmysł moralny wskutek wzmagającej się niewiary w ludzi i dobro wskutek tego, że widzi tryumfującą zbrodnię i zło. Jest to straszliwie chora dusza, którą zabija rzeczywistość, i której, choć sama w sobie była pierwotnie czułą i kochającą, nie pozostaje nic prócz szyderstwa i ironii...
Co do tej ironii, można tylko tyle powiedzieć, że jeśli nie jest ona podmiotowem wyrzuceniem z siebie całego zapasu goryczy Szekspira — to jest szczytem przedmiotowości, do jakiej kiedykolwiek doszedł pisarz. Dlatego to Szekspir nie mieści się w żadną krytykę.
Strona:Henryk Sienkiewicz - Publicystyka tom V.djvu/339
Ta strona została uwierzytelniona.