kie zalety, choć są i rzeczy, które mu się nie podobają, np. to, że nawet do Komunii przystępują Polacy przy szabli. Również gorszy go i to, że często po Komunii idą pić, „choć im się nie chce“. Posty obserwują bardzo ściśle, ale post polega tylko na wstrzymywaniu się od mięsa, a w ważniejsze dni i od nabiału. Gorszą się nawet, gdy widzą cudzoziemców jedzących w ważne dni z masłem. Zresztą Francuz nigdy nie widział, żeby gdzie tyle jedzono i pito — i nie może wyjść nad tem z podziwienia. Tem tłumaczy wielką ilość otyłych ludzi. Nie podobają mu się także niektóre obyczaje, na gust francuski za grube. Noszą wszyscy kolorowe buty, ale nawet możniejsi wkładają w nie słomę — „stąd latem nieprzyjemny zapach“. Natomiast opisuje obchody weselne i pogrzebne, których nigdzie nie widział obchodzonych z taką uroczystością. Był raz na weselu panny z fraucymeru z pewnym wojewodą. Byli na nim i oboje królestwo. Niektóre damy miały na sobie brylantów do wartości miliona i w ogóle nigdzie nie można zobaczyć takich bogactw i tak wielkiej liczby klejnotów. Pogrzeby polskie wyglądają więcej na tryumf żyjącego, niźli na obchód żałobny. Autor widział pogrzeb Denhoffowej, wojewodziny malborskiej, i napatrzył się do syta wspaniałości. Streszczając to, co w różnych ustępach powiada: ludzie robią na nim lepsze wrażenie niż kraj i instytucje. Szlachta jest zuchwała i niebezpieczna, ale nad podziw gościnna i dla cudzoziemców zwłaszcza bez miary hojna.
Z Warszawy jechał Francuz na Kraków do Wiednia. Opis Krakowa jest nader blady. Wieliczki
Strona:Henryk Sienkiewicz - Publicystyka tom V.djvu/395
Ta strona została uwierzytelniona.