widocznie nie widział. Do Wiednia wybrał się w złą chwilę, „bo nie cierpiano tam wówczas Francuzów“. Zdarzył mu się też szczegół, który skrzętnie zapisujemy na dowód, czem było wówczas imie Sobieskiego w Austrii. Francuz miał dwa paszporta: austriacki wydany mu przez austriackiego posła w Warszawie, i polski podpisany przez Sobieskiego. Naczelnik przy bramie wiedeńskiej uśmiechnął się tylko z politowaniem na widok paszportu austriackiego, ale gdy ksiądz pokazał polski, urzędnik odkrył głowę, pocałował z uszanowaniem podpis królewski i kazał podróżnego wpuścić natychmiast. Pamięć wiedeńskiego zwycięstwa była jeszcze wówczas bardzo świeżą. W odwrotnej swej podróży po Polsce ksiądz nasz zapisuje mało i pobieżnie. Nie nazywa nawet miejscowości, nie chcąc utrudzać siebie ani czytelnika „barbarzyńskiemi“ nazwami, których pamiętać trudno. Widocznie podróż jego była pisana na żądanie i dopiero po powrocie do Paryża, stąd mnóstwo w niej jest niedokładności co do nazw, dat i śmierci rozmaitych osób. Pod tym względem relacja nie może być źródłem, ale w ogóle sposób, w jaki autor charakteryzuje Polskę i Polaków, jest lubo często niekorzystny, częściej jeszcze trafny. Strona obyczajowa zwłaszcza jest dobrze pochwycona i zgodna z tem, co sami o sobie wiemy, lub co pozapisywali inni. Jest także sporo ciekawych szczegółów o miastach i widoku kraju, wedle których porównać można stan dawniejszy z dzisiejszym. To wszystko razem wzięte wydało nam się godnem obszerniejszego sprawozdania i mogącem zaciekawić czytelnika.