W mikołowskiej kuchni pracuje żona Miarki z córkami. Przez czas, w którym sprawozdawca był obecny, obdzielono 150 osób, przy czem porządek i ład panował jak najlepszy.
Z tem wszystkiem i mimo tego co robi rząd i komitety, klęska nie dała się przezwyciężyć — i wiele rodzin znosi straszliwą nędzę.
W ciekawem swem sprawozdaniu pan Fryze dochodzi do przekonania, że jeśli pomoc ma być skuteczną, musi trwać aż do wiosny.
Szlązacy ze łzami wdzięczności wspominają o ratunku, jaki przychodzi od nas. Fryze twierdzi, że pomoc ta dojdzie w najlepszym razie do rs 50,000 — pozwolimy sobie jednak nie zgodzić się w tej mierze ze sprawozdawcą.
Sama jedna nasza gazeta zebrała już przeszło rs 5,000. Niektóre inne zebrały zapewne mniej, ale pism, nie licząc zakordonowych, jest blisko 60, nie ma zaś ani jednego, które by nic nie zebrało. Nie liczymy w tem ofiar nadsyłanych wprost do Miarki lub do konsulatu w Warszawie, ofiar w naturze, nie liczymy na koniec jeszcze i tego, co może przynieść projektowany numer ilustrowanego dziennika Dla Głodnych.
Na koniec składki płyną jeszcze ciągle i płynąć zapewne będą, mamy bowiem nadzieję, że ogół nasz nie wyczerpał jeszcze całej swej ofiarności, i że nie pozwoli współbraciom umierać z głodu lub opuszczać rodzinną ziemię, a szukać szczęścia za oceanem.
Strona:Henryk Sienkiewicz - Publicystyka tom V.djvu/41
Ta strona została uwierzytelniona.