wykonanem tylko na efekt i dlatego przypominającem oleodruki lub winietki na pudełkach z cukierkami. Twarz jej jest zgoła źle malowaną, oczy rysowane fałszywie do tego stopnia, że jedno znajduje się wyżej, drugie niżej. Część twarzy od lewego oka do ucha jest po prostu wcale niewykończoną; w zgięciach i budowie ręki pominięte warunki anatomii i dobrego rysunku.
Suknia tylko, koronki, słowem, akcesoria zdradzają rękę mistrza. Znać w malowaniu ich niezmierną łatwość i wprawę dochodzącą czasem aż do pobieżności. W ogóle jednak płótno to jest malarską szarżą zbywającą widza lada czem i nie wytrzymującą surowszej krytyki.
Mozaika. Gawędy szlacheckie przez Berlicza Sasa. Nakład Gubrynowicza i Schmidta. Opowiadania te mają formę spisanych luźno wspomnień, które w szczegółach autor dopełnia z fantazji. I tak: występują w nich osoby, które istniały rzeczywiście, których rozmowy jednak autor przytacza w sposób używany w powieściach. Autor (Berlicz Sas) przybywa na Ukrainę do krewnego swego Mokosieja i na początku opowiadania zaraz kreśli nam portret tego szlachcica-ekscentryka, w którym filozof miesza się z mizantropem, a mizantrop z poetą. Mokosiej żyje jak Diogenes, i mimo, iż jest dość zamożnym właścicielem ziemskim, nie bardzo ma co dać jeść gościowi, bo wszelkie zapasy wyjadła służba, która w ogóle robi co chce