przedstawienia uważano za dobre dla „motłochu“; z wyjątkiem kilku domów rozmawiano po francusku w przekonaniu, że język polski nie nadaje się do wyrażenia delikatnych sentymentów; wyśmiewano resztki starych kontuszowców i życie uchodziło wśród gwaru biesiadniczego, wśród pojedynków odbywanych w „szopie“ lub w Jabłonnej, wśród zdarzeń buduarowych i plotek, w kim się kocha lew ówczesnego towarzystwa, książe Józef.
Koło niego grupowało się wszystko — najpiękniejsze kobiety i arystokratyczni emigranci francuscy, których napływ coraz się zwiększał. Apartamenta „Pod blachą“ i Jabłonna stanowiły swego rodzaju dwór, który tem mniej był solą w oku Koehlerowi i Hoymowi, że nie myślał o czem innem, przynajmniej pozornie, jak o miłostkach. Na dworze królowała pani Vauban połączona z księciem dość zagadkowemi węzłami niby sentymentu, który zresztą nie przeszkadzał boskiemu „Pepi“ szukać szczęścia i rozrywek gdzie indziej, te zaś tem łatwiej mu przychodziły, że, owszem, piękności tak zamężne, jak niezamężne nie umiały mu niczego odmówić. Przygody z mężatkami szły na rachunek wyrozumiałych wielce mężów, panny zaś wydawano w stosownym czasie za mąż.
Jednocześnie w tej ówczesnej Kapui sam tylko Hannibal nie zniewieściał. Ogłuszał się i on, jak twierdzi autor, życiem, być może nawet, że stworzony do wielkich celów, w braku tych celów szalał całą potęgą swej natury, chęciami rozkoszy i użycia, ale, wedle autora, była w tem i swego rodzaju polityka.
Strona:Henryk Sienkiewicz - Publicystyka tom V.djvu/419
Ta strona została uwierzytelniona.