kiego majątku i prawdziwie historycznego nazwiska może wyznawać zasady, jakie mu się podoba — wszystko mu będzie przebaczone, uznane lub policzone na karb fantazji. Ścisłego pilnowania się zasad konserwatywnych, a nawet wsteczniczych, muszą przestrzegać i przestrzegają tylko ci, którzy bardziej pragną należeć do arystokracji, nim im się to z prawa należy. Kraszewski powiedział w którejś ze swoich powieści, że gdy pognój złota padnie na niwę szlachecką, wyrasta pan z antenatami. Dodamy do tego, że obecnie owa ziemia, byle dobrze znawożona, niekoniecznie potrzebuje być nawet szlachecką, by rodzić panków i półpanków in partibus, malujących swoje herby na talerzach, biletach wizytowych i wszędzie, gdzie się dadzą wymalować. O ile tedy niewątpliwym arystokratom wolno być również często obojętnymi jak i nieobecnymi, o tyle wszyscy in partibus stanowią obóz „nieprzejednanych“, w którym kwitnie i największy zelantyzm, i największa zgroza wobec swobody myśli, i największy strach przed radykalizmem. Ils sont plus catholiques que le pape! co zresztą jest naturalne i co da się jeszcze wyrazić w ten sposób, że nowo kreowany hrabia, którego przodkowie byli jenerałami... trybunalskimi[1], jest większym arystokratą niż jaki Sapieha lub Czartoryski, a z pewnością jest gorliwszym szeregowcem w kościele wojującym konserwatyzmu. O takich wojujących mówi Kraszewski w swoich Ramułtach,
- ↑ Jenerałami zwano za czasów Rzeczypospolitej woźnych trybunalskich.