szcie układu, — doskonałą proporcją i stylu świetnością choćby z daleka bardzo przybliżało się do tych Florenckich wieczorów.
Tej bogatej treści odpowiada język przekładu, który pod względem jasności w wypowiadaniu myśli i pod względem toku i ścisłości jest wprost bez zarzutu.
Poezje Czesława. T. II. Nieraz w Kurierze Warszawskim i innych pismach zdarzało nam się spotkać z udatnym wierszykiem podpisanym: Czesław. Teraz mamy przed sobą cały drugi tomik jego poezyj. Skargi kochanka, ironia sceptyka, łzy i gorzki uśmiech, oto wieczny temat tych piosnek. Ale, że forma wiersza niezła, że muzyka rytmów i rymów mile wpada do ucha, że napotykaliśmy zręczną grę słów i niespodziane — niby heinowskie zwroty, więc przeczytaliśmy te wierszyki z pewną przyjemnością, ale bez żadnego głębszego wrażenia. Bo tylko szczery zapał — zapał wzbudzić może, tylko prawdziwe uczucie poruszyć, tylko zupełnie oryginalny talent zelektryzować jest w stanie, a tego wszystkiego daremnie by szukać u Czesława. Mowa tu wciąż o łzach, o cierpieniach, o kochaniu, a znać w tem wszystkiem, że poeta ani cierpiał, ani kochał, że piosnki nie wyszły z piersi wezbranej uczuciem, ale że są one robotą zręcznego wierszo-pisarza. Znać, że się on wczytywał w wielkich mistrzów i śpiewa na ich nutę, ale z siebie nic dać nie jest w stanie. Sam się zresztą do tego przyznaje, kiedy mówi: