tąd malował Siemiradzki, tak odskakuje od dotychczasowych płócien pełnych słońca, plam świetlistych i blasków, że jest zarazem odpowiedzią zamykającą raz na zawsze usta tym, którzy twierdzili, że Siemiradzki nie może już wyjść z promieni słonecznych drgających wśród liści drzew. Trudno doprawdy powiedzieć, czy w tym obrazie więcej wyrazu i tragedii ludzkiej, czy też poczucia natury. Tak poczutego poranku i morza — nie widzieliśmy dotąd. W samym krajobrazie leży tyle poezji natury, iż gdyby się ona nawet nie dopełniała wspaniałą tragedią ludzką, obraz miałby i tak wartość mistrzowskiego płótna. Porównywając Siemiradzkiego tylko z Siemiradzkim, powtarzamy jeszcze raz, że obraz ten jest jednem z największych jego dzieł. Wstrzymujemy się też od wszelkich uwag tyczących strony technicznej — byłyby one bowiem tylko dalszym ciągiem podziwu. Sądzimy zresztą, że wobec takiego artysty uwagi z naszej strony, tyczące samej techniki, byłyby tylko dowodem zbytniej ufności we własną biegłość krytyczną i zbytnią śmiałością. Sprawozdawca musi w tym wypadku poprzestać tylko na podzieleniu się wrażeniem z publicznością — z czego staraliśmy się wywiązać.
Na łaskawym chlebie, komedia w trzech aktach przez Stanisława Stanisławskiego. Jest to pierwszy utwór młodziuchnego pióra, dlatego niepodobna go sądzić wedle wymagań surowej krytyki. Ale, si vires desint, voluntas lau-