rwała go. To też właściwa powieść wije się w Krzyżakach naokoło historycznej osnowy tak jakoś nieśmiało, jak maleńka gałązka bluszczu naokół olbrzymiej wieży jakiego średniowiecznego gmachu. Grünwald ciśnie tam wszystko swą wielkością; wszędzie historia polityczna przeważa nad archeologią i stroną obyczajową ówczesnego życia — wszędzie występuje na pierwszy plan. Zyskała na tem niewątpliwie wielkość obrazu, ale, że strony czysto powieściowe straciły cokolwiek, to i sam szanowny autor zapewne chętnie by przyznał. Powieściowi bohaterowie opowiadania, jak pan Andrzej Brochocki, młody Dienheim, Ofka i Noskowa, to tylko ulotne i szkicowe sylwetki w opowiadaniu. Nie historia jest tłem, na którem autor maluje ich losy, ale oni to właśnie są tylko jakby dorzuceni, w duchu konieczności powieściowej, do wypadków niezmiernie od nich ogromniejszych. Jest to jedyna uwaga krytyczna, jaką można uczynić, bo zresztą łatwo każdy zgadnie, że i ogromne wypadki opowiedziane są malowniczo i tak zajmująco, iż dwa tomy jednym tchem przeczytać można. Jedynie opis bitwy grünwaldzkiej zawiódł trochę nasze oczekiwania. Autor postanowił widocznie naszkicować ją tylko z pewnych stron i nie tworzyć wielkiego, wykończonego artystycznie obrazu. Może powstrzymał go wzgląd, że takowy stworzył już Szajnocha; ale w każdym razie żałujemy, że się tak stało, gdyż bogactwo faktu może dostarczyć wielu jeszcze twórcom niewyczerpanego materiału. Natomiast obrazy Malborga i narad krzyżackich są wysokiej artystycznej wartości. Czytelnik przenosi się całkowicie
Strona:Henryk Sienkiewicz - Publicystyka tom V.djvu/498
Ta strona została uwierzytelniona.