Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 01.djvu/121

Ta strona została uwierzytelniona.
—   113   —

Panie z Dołhańskim były już w jadalnym pokoju, gdyż z podaniem wieczerzy czekano tylko na myśliwych, którzy po powrocie poszli się przebrać. Panna Marynia przysiadła się do dzieci na końcu stołu i rozmawiała po trochu z niemi, po trochu z Laskowiczem, ten zaś opowiadał jej coś z wielkim ożywieniem, przypatrując się jej uporczywie, ale i z czujnością, by nie zwrócić na to niczyjej uwagi. Groński zauważył to jednak od pierwszej chwili wejścia, a ponieważ młody student zaciekawiał go i niepokoił od czasu, jak się dowiedział o jego agitacyi wśród rzęślewskich chłopów — pragnął wmieszać się do rozmowy. Ale panna Marynia przerwała ją prawie w tej samej chwili i, wysłuchawszy ostatniego zdania, przyłączyła się do innych pań, które, słysząc poprzednio z ganku strzały w stronie starego młyna, poczęły dowiadywać się o rezultat polowania. Pokazało się przytem, że ani panna Anney, ani obie siostry nie widziały inaczej słonek jak na półmisku, więc gdy stary służący przyniósł na rozkaz Krzyckiego cztery martwe ofiary, oglądały je z ciekawością, wypowiadając przy tej sposobności słowa spóźnionego współczucia dla ich tragicznego losu i wypytując o ich sposób ży-