— Na Boga, któż to jest Kapuściński — zawołał Dołhański, wypuszczając monokl z oka.
— Ekonom z Rzęślewa. Otóż powiada, że tam pojawiły się jakieś nieznane figury, podobno z Warszawy, i rządzą się jak szare gęsi po niebie. Wydają rozkazy, zwołują chłopów, burzą ich, przyrzekają im grunta, każą nawet zajmować inwentarze i obiecują, że w całej Polsce wkrótce tak będzie, jak w Rzęślewie...
— A cóż chłopi? cóż chłopi? — przerwała pani Krzycka.
— Jedni wierzą, drudzy nie wierzą. Niektórzy rozumniejsi próbowali się opierać, ale tym grożą po prostu śmiercią. Parobcy dworscy nie chcą już jednak słuchać Kapuścińskiego i powiadają, że tylko bydło będą paśli i karmili, ale żadnej innej roboty nie tkną. Kilkunastu komorników wybiera się już do lasu z siekierami — i zapowiadają, że gajowych, jeśli będą bronili wyrębu — pobiją. Kapuściński stracił zupełnie głowę i przyjechał do mnie, jako do jednego z egzekutorów testamentu, pytać o radę.
— A tyś mu co poradził?
— Ja, ponieważ mi oświadczył, że w Rzęślewie nie jest pewny życia, poradziłem mu przedewszystkiem, by został na noc u nas w Ja-
Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 01.djvu/132
Ta strona została uwierzytelniona.
— 124 —