Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 01.djvu/135

Ta strona została uwierzytelniona.
—   127   —

— Kto wie, czy wezwanie policyi nie byłoby na rękę tym jegomościom.
— A to jakim sposobem?
— Bo sami mogą w porę dać nurka, a później burzyć lud i wołać na całą Polskę: »Patrzcie, kto wzywa na chłopów policyę«.
— To jest trafna uwaga — rzekł Krzycki. — Teraz zaczynam rozumieć rozmaite rzeczy, których przedtem nie rozumiałem.
— Mnie — począł mówić zwolna Dołhański — od chwili otwarcia testamentu, nic a nic nie obchodzi ani Rzęślewo, ani jego mieszkańcy. Jednakże, podczas rozdawania kart, przyszła mi jedna myśl. Władek pojedzie tam jutro zupełnie niepotrzebnie. Może tylko oberwać guza, bez żadnego dla nikogo pożytku...
— Do tego jeszcze nie doszło i tego się wcale nie obawiam. Nasza rodzina siedzi w Jastrzębiu od niepamiętnych czasów i chłopi okoliczni na żadnego Krzyckiego ręki nie podniosą...
— Przedewszystkiem nie przerywaj mi — odrzekł Dołhański. — Jeśli nie oberwiesz guza — a i ja przypuszczam, że może nie — to nie znajdziesz, jak sam przed chwilą przewidywałeś, posłuchu. Gdybyśmy pojechali my dwaj — to jest ja i Groński — to także nic nie wskóramy,