Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 01.djvu/145

Ta strona została uwierzytelniona.
—   137   —

mnie. Więc naprzód przyznał pannie Anney, że jest ładna i miła, i że ma ogromnie sympatyczny głos, dziwnie pociągające spojrzenie i ciało jak marmur, (ach, jakie ciało!) — wszelako zastrzegł sobie stanowczo, by nie myślała, iż się w niej zaraz zakochał, a zwłaszcza, zakochał bez pamięci. Przyznać — przyzna jej wszystko, czego sama sobie życzy, ale od przyznania do zakochania się jest jeszcze dalej, niż od zakochania do małżeństwa, o którem przecie nie może być mowy. Przedewszystkiem jest cudzoziemką, a matka ma pod tym względem swoje uprzedzenia — i zresztą słuszne — albowiem i on sam wolałby mieć przy sobie na resztę życia jakąś polską duszę, nie zaś obcą. Prawda, że w niej jest coś dziwnie swojskiego, ale, bądź co bądź, nie jest Polką. — »Jednaka krew ma swoje znaczenie, to tam darmo« — mówił w dalszym ciągu do panny Anney: »Więc skoro jesteś Angielką, to wyjdź-że sobie za jakiegoś Anglika, albo Szkota, bylebyś nie wymagała odemnie, żebym z taką małpą zawierał przyjaźń, albo znajomość, gdyż się bez tego doskonale obejdę«. I w tej chwili chwyciła go taka nagła a niespodziewana antypatya do tego ewentualnego Anglika »z wystającą szczęką«, albo