— W ogromnej i bardzo szczerej — odrzekł Groński.
— Bo ja chciałbym z panem trochę o nich pomówić, ale że to już późno i pan po podróży, więc możeby lepiej jutro.
— W kolei spałem, a ze stacyi do was niedaleko. Mam przytem ten zły zwyczaj, że nigdy nie kładę się przed drugą.
Na twarzy Krzyckiego odbiło się trochę zakłopotania. Nalał sobie kieliszek wina, wypił je i rzekł:
— Sprawa jest dość delikatna. Oto, jestem prawie pewien, że matka coś sobie ułożyła. Może już o tem do pana pisała, a jeśli nie, to będzie o tem z panem mówiła, ponieważ jej bardzo chodzi o pańskie zdanie, a w danym razie i o pomoc. Parę razy mi już tak mimochodem wspominała o pańskim wpływie na panią Otocką. I wierzę, bo pan ma na wszystkich wpływ, nie wyłączając i mojej matki. Ale właśnie dlatego, chciałbym pana o jedną rzecz poprosić.
Groński spojrzał na młodego szlachcica, a potem na służącego, jakby chciał powiedzieć: a »po co tu ten świadek?« — Krzycki zaś zrozumiał i rzekł:
Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 01.djvu/15
Ta strona została uwierzytelniona.
— 7 —