Przedewszystkiem jednak pragnął zdobyć tę wykwintną i niepokalaną dziewczynę, opanować nie tylko jej ciało i duszę, ale i jej wolę — uczynić z niej coś swojego, ściągnąć ją ku sobie, rozbudzić w niej śpiące instynkty kobiece, otworzyć przed nią zamknięte drzwi namiętności, rozpłomienić ją, ogarnąć, zmiąć, a potem mieć blizko przy piersiach — na zawsze. I na myśl o tem ogarniała go jakaś dzika radość, podobna do takiej, jaką szaleńcom daje profanacya rzeczy otoczonych czcią i obawą, a zarazem wzrastała w nim żądza i miłość. Czuł, że po tem wszystkiem i za to wszystko, pokochałby ten swój łup, tę swoją ofiarę, bez pamięci.
Lecz ponieważ był tylko szaleńcem, o sercu raczej dziewiczem, nie zaś człowiekiem zepsutym, więc chwilami ogarniała go jednak tkliwość tak wielka, że gdyby wezwania jego odniosły jakiś skutek, byłby może nie posunął się aż do występku. Ale były to chwile przelotne, po których, wytężając całą siłę woli i wzrok swych blizko obsadzonych oczu w stronę sypialnego pokoju panny Maryni, mówił i rozkazywał jej: »Wstań! — nie zapalaj świecy — nie budź siostry — otwórz cicho drzwi i idź w ciemnościach po szlaku moich myśli, póki nie przyj-
Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 01.djvu/155
Ta strona została uwierzytelniona.
— 147 —