Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 01.djvu/157

Ta strona została uwierzytelniona.
—   149   —

wzajem: »Śpi dziewczyna, która nam grywa na skrzypcach — śpi — cyt! — nie budźmy jej!« — I choć zapewne brała je ochota pokręcać kołeczki u skrzypców i trącać kosmatymi paluszkami w struny, nie czyniły tego jednak przez poczciwość i gościnność. — Otworami okiennic wdzierał się księżyc, czyniąc jasne, posuwające się zwolna plamy na przeciwległej ścianie, i cisza była wielka, tylko gdzieś za domem pogwizdywali koło zabudowań stróże nocni, a w samym domu stary szafkowy zegar, który odmierzał życie kilku już pokoleniom, mówił i dalej z rezygnacyą: »tak! — tak! — tak!« zapadającym w przeszłość sekundom.
A Laskowicz wysyłał w dalszym ciągu ze swego pokoju rozkazy, które nie dochodziły do niczyjej świadomości. I dziwna rzecz! Wewnętrznie mówiło mu coś z trzeźwą, prawie zupełną pewnością, że dziewczyna nie przyjdzie, a jednak wierzył, że powinna była przyjść. Dopiero po długim czasie poczęło się w nim budzić poczucie, że jeśli nie przyjdzie, to on, razem ze swym hypnotyzmem, gra rolę durnia. Wreszcie ogarnęło go zmęczenie, zniechęcenie i gniew na samego siebie. Sen odbieżał go niepowrotnie. Godzina płynęła za godziną. — Za oknem niebo