poświęcić pisaniu listów, gospodarstwu i gościom. W Rzęślewie postanowił być koniecznie, dlatego, że jakkolwiek zgadzał się w duchu z Dołhańskim, że tam niema na razie nic do zrobienia, jednakże nie chciał, by te panie mogły pomyśleć, że nie pojechał tam z obawy.
Ułożywszy wszystko w ten sposób, narzucił na siebie byle jak ubranie i, wsunąwszy stopy w pantofle, udał się do łazienki, nie przewidując, że spotka go tam nadzwyczajny wypadek i że za chwilę zobaczy, nie taki wprawdzie alabastrowy posążek, o jakim marzył całą noc Laskowicz, ale w każdym razie coś podobnego do Dyany w wodotrysku. W tej samej bowiem sekundzie, w której otworzył drzwi, zaszumiały strumienie wody i przy świetle niebieskich szyb łazienki ujrzał stojącą pod duszem, nagą i operloną błękitnie postać niewieścią, z pochyloną nieco głową i z rękoma podniesionemi do włosów, które czarną falą przesłaniały jej twarz. Trwało to jedno mgnienie oka. Przytłumiony krzyk i stukot zamykanych drzwi rozległy się razem. Krzycki popędził jak wicher do swego pokoju i wzburzony, a zarazem i przerażony, chwycił drżącą ręką karafkę, nalał szklankę wody, wypił ją i jął powtarzać bezładnie: »Co
Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 01.djvu/160
Ta strona została uwierzytelniona.
— 152 —