Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 01.djvu/167

Ta strona została uwierzytelniona.
—   159   —

Ale ponieważ w słowach Krzyckiego nie było nic takiego, do czegoby się można przyczepić, więc tylko wyszedł z kancelaryi bez pożegnania i ze zdwojoną nienawiścią.
A Krzycki zadzwonił, dał rozkaz, by za godzinę konie były gotowe, oraz, by z powodu piątku ogrodnik zajął się połowem ryb, poczem dopiero jął się trochę zastanawiać, czy sprawa z Laskowiczem przeszła tak, jak sobie życzył. Był z siebie rad i nierad. To, że potrafił być lakonicznym i stanowczym — zimnym, a grzecznym i że nie dopuścił do grubiańskiej kłótni, przejmowało go zadowoleniem, a nawet niejaką dumą. Natomiast — z pewnego niesmaku, jaki pomimo tej dumy odczuwał, nie umiał sobie zdać sprawy, nie był bowiem na to psychologicznie dość wyrobionym. Powtarzał sobie, iż takie sceny »są zawsze nieprzyjemne — i cała rzecz!« W rzeczywistości istniała jeszcze i inna przyczyna. Oto całe jego zachowanie się, które wydawało mu się wielce umiarkowanem, rozsądnem i nieledwie dyplomatycznem, nie wypłynęło bezpośrednio i szczerze z jego temperamentu a nawet było wprost przeciwne jego niezbyt głębokiej, ale otwartej i porywczej naturze. Gdyby był postąpił zgodnie z nią, byłby