bym dostał dobrą i zacną kobietę, ale jednakże wolałaby, żeby moja przyszła nie zanadto była podobna do greckiego posągu.
— Więc co?
— Więc idzie, nie o pannę Marynię, tylko o idealną, ale zarazem o ciepłą wdówkę, a tymczasem ja za nic nie mógłbym się na to zgodzić.
— Odpowiem ci jedną litewską anegdotą, wedle której baba chłopu, który twierdził, że się pana nie boi — odpowiedziała: »Kiba ty jego nie widziałesz! — Otóż: chyba ty pani Otockiej nie widziałeś, albo zapomniałeś, jak wygląda.
Lecz Krzycki powtórzył:
— Za nic! Choćby wyglądała jak święty obraz.
— To może się kochasz w kim innym?
— Przecie pan prześladował mnie jeszcze zeszłej zimy panną Różą Stabrowską — i wyznaję, że mi bardzo przypadła do serca. Ale nie pozwoliłem sobie zakochać się w niej, bo wiem, że rodzice by mi jej nie dali. Nie jestem i nie będę dla nich nigdy dość majętny. Dlatego uciekłem przed końcem karnawału z Warszawy. Nie chciałem zatruć próżnem uczuciem
Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 01.djvu/17
Ta strona została uwierzytelniona.
— 9 —