Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 01.djvu/171

Ta strona została uwierzytelniona.
—   163   —

— W środku jest kwiat jabłoni — dziewczyna nic dobrego obłamała jakieś drzewko, za co trzeba ją będzie wygderać — to są sasanki, to kluczyki, a to jasnota, która już przechodzi.
— Zadziwiająca jednak rzecz, jak pani mówi po polsku — zauważył Dołhański — przecież pani zna nawet nazwy roślin!
— Słyszałam je z ust wiejskich dziewcząt w Zalesiu u Zosi — odrzekła panna Anney. — Mam przytem widocznie zdolności językowe, bo nauczyłam się od nich nawet i mówić po wiejsku.
— Naprawdę — zawołał Krzycki — umiałaby pani powiedzieć co po chłopsku? Niech pani co powie! Niech pani powie! — prosił, składając ręce.
Ona zaś poczęła się śmiać i wzdragać, ale nakoniec pochyliła głowę i, przyłożywszy wierzch dłoni do czoła, jak czynią onieśmielone wiejskie dziewuchy, ozwała się, przeciągając nieco każde słowo:
— Jaby ta i umiała, ino ze nie śmiem...
Rozległy się śmiechy i brawa, tylko pani Otocka spojrzała na nią jakimś dziwnym wzrokiem, a ona zmieszała się rzeczywiście, ale była