Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 01.djvu/196

Ta strona została uwierzytelniona.
—   188   —

młodego medyka. Nie przyznawał on Grońskiemu bynajmniej słuszności, i już to nawet, że podobne poglądy na jego partyę mogą istnieć, napełniło go na razie gniewem i oburzeniem. Mówił sobie wprawdzie: »Nie warto odpowiadać, gdyż to nie nasze umysły są obce, tylko nasza idea jest nowa, społeczeństwo zaś jest jak człowiek, który, przemieszkawszy całe lata w jednym domu, zawsze niechętnie przeprowadza się do innego, choćby ten inny był lepszy«. A jednak słowa Grońskiego ukłóły go tak głęboko, że nienawidził go w tej chwili, tak prawie jak Krzyckiego, i byłby dużo dał za to, by módz podeptać i skruszyć nienawistne sobie zarzuty. Na nieszczęście zabrakło mu na to czasu, a przytem znużenie po bezsennej nocy poczęło go ogarniać coraz bardziej.
A Groński udał się na pocztę, odebrał pakę z siodłem, następnie zajechał do doktora, lecz, dowiedziawszy się, że ów dopiero za godzinę będzie wolny, zostawił pod jego drzwiami powóz, sam zaś poszedł odwiedzić starego rejenta Dzwonkowskiego i zarazem oddać mu list Krzyckiego z zaprosinami do Jastrzębia.
Rejent rad przyjął zaprosiny, gdyż i bez nich wybierał się do Krzyckich, by, jak mówił,