Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 01.djvu/214

Ta strona została uwierzytelniona.
—   206   —

Nagle uderzył się dłonią w kolano, aż się rozległo i zakrzyknął:
— Co za bajeczne twarze w tym Jastrzębiu i jakie czaszki! Ha!
Dołhański wypuścił monokl, panie spojrzały ze zdziwieniem, a Krzycki począł się śmiać:
— Doktór ma zwyczaj głośno myśleć — rzekł.
— A jeszcze głośniej wrzeszczeć — burknął rejent.
— Jak pański flet! — odpowiedział, śmiejąc się, doktór.
Lecz w tej chwili służący oznajmił, iż obiad gotów, co usłyszawszy, pani Otocka, zwróciła się z jakimś szczególnym uśmiechem do siostry i rzekła:
— Maryniu, tak jesteś roztargana, że musisz się przygładzić.
Panienka zaś, podniosła ręce do głowy, ale że w salonie nie było żadnego zwierciadła, więc trochę stropiona, rzekła:
— Przepraszam, zaraz wrócę.
I pobiegła do swego pokoju, ale niebawem wróciła jeszcze bardziej roztargana z rumieńcami i z rozpromienioną twarzą: