Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 01.djvu/216

Ta strona została uwierzytelniona.
—   208   —

nie dla zysku, lecz przez tą tradycyjną miłość do nich, której nadmiar już ksiądz Skarga wyrzucał przed kilkuset laty jego przodkom w wymownych słowach: »milszy wam syn kobyli, niż syn Boski!« — koni więc nie brakło w Jastrzębiu i rozmowa o nich, jak również o konnej jeździe trwała, ku wielkiemu niezadowoleniu rejenta, przez cały obiad. Obecnie dowiedzieli się, że panna Marynia nie była jednak zupełną nowicyuszką, gdyż w Zalesiu u siostry jeździła latem prawie codziennie w towarzystwie starego rządcy, na grubopłaskim kucu, który się nazywał Piéróg. Siostra nie pozwalała jej jeździć na żadnym innym koniu, »a cóż to jest za przyjemność siedzieć na Piérogu?«... Opowiadała też, że ten Piéróg miał taki brzydki zwyczaj, że wracał do domu nie wtedy, kiedy ona chciała, ale wtedy, kiedy sam chciał, i żadne próby, ani groźby nie mogły go od raz zrobionego postanowienia odwrócić. Zazdrościła też szczerze pannie Anney, która jeździ doskonale i która objeżdżała wszystkie konie w Zalesiu, nawet takie, które przedtem wcale pod siodłem nie chodziły. Ale w Anglii wszystkie kobiety jeżdżą, u nas zawsze się ktoś o kogoś boi. Spodziewa się jednak, że w Ja-