najmniej tego, żebym wracał chętnie z pola i ze stodół do domu, żeby mnie tam czekało jakieś pyszczątko, które bym chciał całować, i jakieś oczy, w którebym chciał patrzyć. Chcę też mieć kogoś, komubym mógł oddać to, co we mnie jest najlepszego. I mówię o tem, nie jak jakiś romantyk, ale jak człowiek trzeźwy, który potrafi prowadzić rejestr przychodu i rozchodu, nie tylko w gospodarstwie, ale i w życiu.
Groński pomyślał, że istotnie każde pełne męskie życie powinno mieć dwie twarze: jedną ze zmarszczonym czołem i wyrazem natężonej myśli, zwróconą ku zadaniom ludzkości, drugą cichą i spokojną w domu przy ognisku.
— Tak — rzekł — podoba mi się ten dom, jako ucieczka od trosk, i to w nim »pyszczątko«, jako atrakcya.
Krzycki ukazał w uśmiechu swoje zdrowe, świecące zęby i odpowiedział wesoło:
— Ach, jak mnie się podoba! — aż dusza piszczy!
I poczęli się obaj śmiać.
— Ale — rzekł Groński — trzeba być dość szczęśliwym, żeby to znaleźć, i dość odważnym, żeby to zdobyć.
Krzyckiemu zaś przyszedł nagle na pamięć
Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 01.djvu/22
Ta strona została uwierzytelniona.
— 14 —