— A niech ich tam dyabeł porwie razem z ich wyrokiem albo niech mi wreszcie w łeb strzelą. Jeszczebym też o nich myślał, zwłaszcza po tem, co mi pan powiedział. Ale skąd pan wie, że pani Otocka jest po mojej stronie? To poczciwe, złote serca te obie kuzynki! Jak to pan powiedział? — że i ona nie jest moją nieprzyjaciółką? — Dzięki Bogu choć i za to! Bo przecie nie miałaby za co mnie nienawidzieć. — Ale niech pan jeszcze pomówi z panią Otocką. Nie chodzi o to, żeby zdradziła jaką tajemnicę, tylko żeby, znając pannę Anney, powiedziała cośkolwiek... tak czy owak... pan wie, o co mi chodzi... choćby o odrobinę pewności...
— Owszem — rzekł, śmiejąc się, Groński — poszukam sposobności jeszcze dziś.
— Dziękuję! dziękuję!
Jakoż sposobność znalazła się łatwo, gdyż pani Otocka miała także wiadomość, którą pragnęła podzielić się z Grońskim, i w tym celu przysłała po niego swoją pannę służebną z zaproszeniem, by przyszedł do alei grabowej nad stawem. Gdy się tam zeszli, podała mu, zupełnie tak, jak przed chwilą Krzycki, list, który nadszedł tą samą poranną pocztą i rzekła:
Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 01.djvu/243
Ta strona została uwierzytelniona.
— 235 —