siono trumnę. Karawan stał gotowy, ale chłopi wzięli ją, na wiarę zapisu, na ramiona, by ponieść na odległy o wiorstę cmentarz, na którym znajdowały się groby Żarnowskich. Groński podał ramię pani Krzyckiej, Dołhański pani Otockiej, Władysławowi zaś, który teraz dopiero mógł się do nich przyłączyć, przypadła jasnowłosa panna Anney. Po chwili orszak pogrzebowy ruszył w stronę cmentarza.
Z pod cienia lip kościelnych wysunął się wkrótce na zalaną słońcem polną drogę i rozciągnął się na niej długiem pasmem. Na czele szli księża; za nimi kołysała się wysoko na chłopskich ramionach trumna, tuż postępowali krewni i goście, a dalej gromada szarych sukman chłopskich i jaskrawe plamy żółtych i czerwonych chustek kobiecych, odrzynające się krzykliwie od zielonej wiosennej runi młodych zbóż. Chorągwie kościelne z trupiemi głowami i z obrazami świętych, chwilami płynęły ciężko w złotem powietrzu, chwilami wzdymały się z łopotem, gdy zrywał się wiatr. W ten sposób, migocąc w słońcu, gromady ludzkie ciągnęły ku topolom, ocieniającym cmentarz. Od czasu do czasu rozlegały się śpiewy księży, które zrywały się nagle i z ogromnym smut-
Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 01.djvu/26
Ta strona została uwierzytelniona.
— 18 —