Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 01.djvu/279

Ta strona została uwierzytelniona.
—   271   —

Lecz on, potrzymawszy ją przez chwilę za puls, rzekł:
— Przepiszę pani jako lekarstwo maksymę Konfucyusza, który powiada: »Jeśli prawdę chcecie wiedzieć, lepiej siedzieć niźli stać, lepiej leżeć niźli siedzieć, niźli leżeć, lepiej spać«.
— Dobrze — odpowiedziała — ale po tem wszystkiem, co zaszło, nie wiem, czy zasnę.
— To niech pani kto zaśpiewa: »A! a! kotki dwa, szare bure obydwa!« Byle nie siostra, bo siostrze zapisuję także to samo — aż do skutku!
Turkot bryczki przerwał dalszą rozmowę. Doktór połknął gorącą kawę i począł się żegnać. Dołhański wyszedł za nim, i siadłszy na konia, którego trzymał stajenny, oświadczył, że odprowadzi go przez las.
— Jeśli to dla mego bezpieczeństwa, to zupełnie niepotrzebne — rzekł doktór.
— Ja co dzień jeżdżę konno — odpowiedział Dołhański — a prócz tego chcę zobaczyć, czy do jastrzębskich lasów nie przybyła znów jaka majówka.
— Nie — rzekł, śmiejąc się, doktór. — Myślę, że teraz nieprędko się pojawią. Oni mają w tych rzeczach pewną metodę. Wolą być myśliwymi niż zwierzyną, a rozumieją, że teraz może przyjść