z panną Anney, ale chodziło mu o to, jak się zgodzi. I pod tym względem nie był zupełnie spokojny. Pani Krzycka była osobą, w stosunku do dawniejszych wymagań i pojęć, więcej niż średnio wykształconą, posiadała wysoką ogładę towarzyską, czytywała sporo książek, władała biegle językiem francuskim i włoskim, za młodych lat bywała zagranicą, a jednak, tylko najbliżsi mogli wiedzieć, ile kryło się w niej narodowych i rodowych uprzedzeń i do jakiego stopnia wszystko, co nie było polskiem — jeśli zwłaszcza od biedy, nie pochodziło z Francyi, wydawało się jej niezwykłem, obcem, dziwacznem, a nawet i rażącem. Okazało się to wypadkiem, jeszcze przed zamachem na Władysława, gdy raz zobaczyła u panny Anney angielską książkę do nabożeństwa i, otworzywszy ją, spostrzegła modlitwy zaczynające się od: »O Lord!«... Owóż, należąc do pokolenia, które nie uczyło się jeszcze po angielsku — i zasiedziawszy się od lat całych w Jastrzębiu, pani Krzycka nie wyobrażała sobie inaczej »lorda«, jak pod postacią długiej figury z żółtemi faworytami, przybranej w kraciaste ubranie — i, ku wielkiej uciesze panny Maryni, żadną miarą nie mogła zrozumieć, jak można tak tytułować Boga. —
Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 01.djvu/296
Ta strona została uwierzytelniona.
— 288 —