Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 01.djvu/60

Ta strona została uwierzytelniona.
—   52   —

sfer. Wieczność owiewa tu już swem tchnieniem i przejmuje dreszcz zaświatowy.


∗             ∗

Wróć, rozbujany łabędziu, wróć, o duszo, wprzód nim cię porwą jakieś tajemnicze biegi i wiry i nim oderwą cię na wieki od ziemi.


∗             ∗

Wracasz z wyżyn wszechbytu, wykąpana w falach nieskończoności, czystsza i doskonalsza. Oto złożyłaś już skrzydła... Patrz: tam w głębi pod tobą znowu te puchy lekkich obłoków, które powitasz teraz, jak coś swojego i blizkiego W dole ziemia. Widać już skrzące się ku księżycowi garby gór, u których stóp łka morze. A jeszcze niżej — znów mżą się omajaczone tumanem lasy, znów bielą się miasta o cichych wieżach i dachy uśpionych wiosek. Noc blednie. Na łęgach koniuchowie rozpalili ognie i grają na piszczałkach... Koguty pieją... Świta! świta!...


∗             ∗

Tak widział i myślał Groński. Dźwięki ucichły wreszcie i nastało milczenie. Panna Marynia stała przy fortepianie z twarzą zawsze jednako pogodną, ale jakby zbudzoną ze snu.