wało go pewne zdziwienie na myśl, że są rzeczy, leżące ponad rojowiskiem ludzkich namiętności. W końcu tak dalece utożsamił muzykę z postacią grającej dziewczyny, że gdy stary rejent, po skończonym koncercie, ucałował jej ręce — prawie że miał ochotę uczynić to samo.
A tymczasem Władysław Krzycki mówił do panny Anney:
— Jak Jastrząb Jastrzębiem, jeszcze takiej muzyki nikt tu nie słyszał. Nie jestem znawcą, ale przyznaję, że to mnie wzięło. Przytem, choć bywam dość często w mieście, tak się jakoś składało, żem nigdy nie widział grającej na skrzypcach kobiety. A to takie ładne. Mam teraz wrażenie, że na skrzypcach powinny grywać tylko kobiety.
— Ma się takie wrażenie, gdy się widzi grającą Marynię.
— Zapewne. Zaczynam nawet rozumieć pana Grońskiego... Bo przecie pani wie, że to jego adoracya.
— Największa w świecie. — I moja i wszystkich, którzy ją znają — a będzie wkrótce i pańska.
— Nie przeczę, że będzie, tylko nie wiem, czy największa.
Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 01.djvu/64
Ta strona została uwierzytelniona.
— 56 —