— Przypominasz mi mego nieboszczyka ojca — odpowiedział Dołhański.
— Zapewne, że musiał ci to często powtarzać.
— Zbyt często, a przytem dawał mi, jako przykład, siebie, ale ja dowiodłem mu, jak dwa razy dwa cztery, że mogę i powinienem żyć na większą od niego skalę.
— Cóżeś mu powiedział?
— Powiedziałem mu tak: Naprzód, papa ma syna, a ja jestem bezdzietny, a powtóre i szlachcic jestem lepszy od papy.
— A to jakim sposobem?
— Bardzo prostym, gdyż liczę o jedno pokolenie więcej.
— Brawo! — zawołał Krzycki. — Cóż ojciec na to?
— Nazwał mnie durniem, ale widziałem, że mu się to podobało. Ach! żeby pani Otockiej tak się podobały moje koncepty, jak niegdyś papie! Ale jestem przekonany, że i moja stałość i mój apetyt na nic się nie przydadzą. Kuzyneczka jest zresztą praktyczniejszą, niż się zdaje. Myślałbyś, że obie z siostrą żyją tylko zapachem kwiatów, a jednak, dowiedziawszy się
Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 01.djvu/73
Ta strona została uwierzytelniona.
— 65 —