Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 01.djvu/85

Ta strona została uwierzytelniona.
—   77   —

cieszę i mam tem większy szacunek dla nieboszczyka. I daję ci słowo, że mówię zupełnie szczerze.
— Brawo — zawołała pani Otocka. — Aż miło słyszeć.
A pani Krzycka spojrzała z dumą naprzód na syna, potem na panią Otocką — i, choć poczucie zawodu tkwiło jeszcze w jej sercu, rzekła:
— Niechże więc będzie i szkoła, byle i nasi chłopi jastrzębscy mieli prawo posyłać do niej swoich synów.
— To nie ulega wątpliwości — objaśnił Groński. — Uczniów będzie tylu, ile się znajdzie miejsc, ale mogą być ze wszystkich stron, chociaż pierwszeństwo będą mieli rzęślewscy.
— A co też oni mówią o zapisie?
— Było ich kilkunastu przy otwarciu testamentu, gdyż się spodziewali po prostu darowizny dworskich gruntów. Ktoś w nich wmówił, że nieboszczyk im wszystko zapisał do podziału, więc odeszli bardzo nieradzi. Słyszeliśmy, jak mówili, że to nie jest prawdziwy testament — i że nie potrzeba im żadnej szkoły.
— Najzupełniej podzielam ich zdanie — rzekł Dołhański — i tym razem wbrew mojej naturze mówię poważnie. Bo obecnie panuje jakaś epi-